Nasz "start" został nagrany przez TVN :) Jak na ironię, przez ostatnie 5 dni wyprawy rozrusznik odmówił już całkowicie działania, wiec odpalanie na pych mamy dopracowane do perfekcji :)
Dania ma dwie zalety: jest mała i ma wielkie mosty. No i jeszcze całkiem spore plaże na zachodzie. Niestety ani razu nie udało nam się wykąpać. Albo było już późno i zimno, albo padał deszcz. Na koniec spędziliśmy jeszcze godzinę w korku wyjeżdżając w stronę Niemiec.
Tym razem noc spędziliśmy na 4 gwiazdkowym kempingu. W końcu odżyliśmy i poszliśmy zwiedzać kopenhage. Miasto jest duże i ładne, ale w porównaniu z miastami Szweckimi i Norweskimi jest zatłoczone i mniej czyste. Choć nadal Kopenhaga jest ładniejsza od większości Polskich miast. Gdybym jednak miał kiedyś być tutaj, to raczej pojechałbym od razu do Malmo.
Malmo jest najładniejszym dotychczas miastem przez nas odwiedzanym. Jest część nowoczesna i część tradycyjna. I co ważne - ceny są normalne. W końcu wypiliśmy kawę w restauracji, w przeliczeniu za "zaledwie" 12pln :)
Biały 102 i Pussy Magnet jechali przodem. Udało im się załatwić nocleg obok pastwiska, na prywatnej nadmorskiej posesji w Szwecji. Starsza Pani, płynnie mówiąca po angielsku chętnie nas wpuściła. Opowiadała też o swojej wizycie kiedyś w Świnoujściu.
Im bliżej południa, tym lepsza pogoda. W Goteborgu możemy w końcu się troszkę wygrzać. Mamy pewien problem z rozrusznikiem - przestał działać. Musimy wyszukiwac takich miejsc do parkowania, żebyśmy mogli później odpalić na pych, najlepiej z górki. Na szczęście bardziej nas to bawi niż martwi. Zaczęliśmy już robić zawody kto go odpali na krótszym dystansie ;)
W Goteborgu zjedliśmy też w końcu pierwszy prawdziwy obiad podczas tej wyprawy. Mimo, że Szwecja jest droższa od Polski, to dania na targu rybnym były w naprawdę niskich cenach. Za cały rybny obiad z łososiem zapłaciliśmy tyle co za dwa najmniejsze hamburgery w norweskim Burger Kingu ;)
Zwiedzamy Oslo. Niestety znów w deszczu. Chyba dobrze, że ominęliśmy Bergen, bo w takiej pogodzie moklibyśmy po prostu dzień dłużej oglądając fiordy przez deszcz.
Znów brakuje mocy na benzynie. Okazuje się, że jedna ze świec jest pęknięta, a druga jest zupełnie innego typu. Nie mamy pojęcia jak mechanik mógł zostawić jedną starą świecę, a wymienić trzy :(
Pożyczamy świece od ekipy biały 102. Niestety poprawy nie widać - musimy jak najszybciej znaleźć stacje LPG, bo wtedy auto jedzie równiutko.
Zajeżdżamy do Lillehammer, zobaczyć znaną chyba wszystkim skocznie w miasteczku olimpijskim. Co mnie trochę dziwi - wszystko jest otwarte. Możemy wejść na samą górę. Nie ma dziesięciu ochroniarzy i setek kłódek, do czego się w Polsce przyzwyczaiłem.
W Alesund dwóch Polaków poleciło nam tę drogę. Na początku byłem zły, że omijamy jeden z najsłynniejszych fiordów. Później byłem zachwycony, że to właśnie nią pojechaliśmy. Z każdym kilometrem była jeszcze bardziej niesamowita.